Connect with us

Gospodarka

Ukraińscy uchodźcy martwią się spadkiem globalnego poparcia, gdy wojna zbliża się do granicy sześciu miesięcy

Published

on

Ukraińscy uchodźcy martwią się spadkiem globalnego poparcia, gdy wojna zbliża się do granicy sześciu miesięcy

Centrum handlowe Expo w Warszawie od początku wojny jest jednym z największych ośrodków dla uchodźców w mieście. Może pomieścić do 20 000 osób, aw marcu zapewniała schronienie jednorazowo nawet 11 000 osób. Obecnie mieści około 3300 uchodźców.Anna Liminowicz /Glob i poczta

Anastasia Laurikova wiedziała, że ​​musi opuścić Charków, gdy 13-letni chłopiec został zabity przez rosyjską rakietę niedaleko jej domu.

Od początku wojny w lutym desperacko stara się opuścić Ukrainę, ale mieszka z 60-letnią matką Ireną, która odmówiła wyjazdu. Jej też bombardowanie wystarczyło i pani Laurikova wsadziła ją do pociągu do Polski dwa tygodnie temu.

„Nie czuję się już bezpieczna w moim kraju” – powiedziała 34-letnia Laurikova, stojąc przed schroniskiem dla uchodźców na obrzeżach Przemyśla, małego polskiego miasteczka około 10 kilometrów od granicy z Ukrainą. „Coś się wydarzyło w mojej głowie i musiałem iść”.

Anastasia Laurikova uciekła z Charkowa do Polski z matką Ireną. Martwi się, że zbyt wielu uchodźców już przyjechało do Polski i chce jechać do Niemiec.

Obawia się, że zrezygnowała z tego zbyt późno i że przy tak dużej liczbie Ukraińców napływających do Polski, krajowe służby wsparcia zostaną przeciążone, a najlepsze domy i miejsca pracy odebrane. „Ci ludzie będą mieli więcej możliwości, ponieważ przybyli wcześniej” – powiedziała.

To uzasadniona obawa. Gdy 24 sierpnia wojna zbliża się do granicy sześciu miesięcy, kryzys uchodźczy radykalnie się zmienił i większość wcześniejszego wsparcia zniknęła. Liczba Ukraińców opuszczających swój kraj gwałtownie spadła i nie ma już globalnego poczucia pilności.

Na granicy polsko-ukraińskiej pod Przemyślem uchodźcy są rzadkością i coraz więcej osób przenosi się do Polski na zakupy.

Ale pracownicy organizacji humanitarnych twierdzą, że sytuacja może się szybko zmienić, jeśli zaostrzą się walki lub jeśli na Ukrainę czeka brutalna zima. I obawiają się, że nie będzie tak dużego wsparcia jak sześć miesięcy temu.

Gdyby pani Laurikova dotarła do tego awaryjnego schronu w pustym sklepie Tesco pod koniec lutego, byłaby zdumiona aktywnością.

Dziesiątki autobusów i furgonetek ustawiły się w kolejce, aby za darmo zawieźć uchodźców do miast w całej Europie, a setki wolontariuszy czekały z pomocą.

READ  Rafineria stoi między Niemcami a embargiem na ropę

Schronisko było tak pełne ludzi zrzucających jedzenie i odzież, że policjanci musieli skierować ruch na okoliczne ulice.

Teraz, patrząc na pusty parking, pani Laurikova była przekonana, że ​​Polska ma niewiele do zaoferowania, a ona i jej matka planowały przenieść się do Niemiec, gdzie mieli nadzieję, że będzie dostępna większa pomoc.

Sześć miesięcy temu teren wokół schroniska w opuszczonym sklepie Tesco na obrzeżach Przemyśla był pełen wolontariuszy oferujących ciepłe jedzenie, ubrania i inne niezbędne artykuły. Teraz jest pusty.

Nie ma wątpliwości, że zapotrzebowanie na schrony gwałtownie spadło. Liczba Ukraińców przybywających do Polski spadła do 24 tys. z około 200 tys. dziennie pod koniec lutego i prawie tyle samo wraca na Ukrainę.

A jednak tysiące uchodźców wciąż mieszka w schroniskach w całej Polsce. Sklep Tesco mieści 200 Ukraińców. Centrum targowe Expo w Warszawie jest domem dla 3300 i 400 uchodźców mieszkających w opuszczonym biurowcu w mieście. Wielu zostaje tygodniami lub miesiącami i nie może znaleźć stałego domu na przegrzanym polskim rynku mieszkaniowym. Niektórzy pracują na cały etat i każdego ranka wychodzą ze schroniska do pracy.

„Ludzie przychodzą, nie tak szybko, nie tak intensywnie jak na początku, ale wciąż przychodzą i wiem, że dla nich też musi być miejsce” – powiedziała Marianna Ossolińska, wolontariuszka Klubu Inteligencji Katolickiej, Polska organizacja charytatywna, która prowadzi kilka programów dla uchodźców.

Menonickie serce Ukrainy otrzymuje pomoc od Kanady, gdy uchodźcy uciekają przed rosyjskimi atakami w pobliżu

Życie żony dowódcy pułku azowskiego zostało wywrócone do góry nogami, gdy stanęła w obliczu niepewności co do losu męża

Polska przyjęła prawie dwa miliony Ukraińców i choć pierwsza reakcja publiczna była hojna, zainteresowanie osłabło. Według badań Polskiego Instytutu Ekonomicznego w pierwszych tygodniach wojny 77 proc. Polaków zgłosiło się na ochotnika lub przekazało pieniądze organizacjom pomocy uchodźcom. Darowizny wyniosły ponad 2 miliardy dolarów, a tysiące Polaków zaoferowało uchodźcom pokoje rodzinne w swoich domach.

Według badania do maja zaangażowanie spadło do 39 procent. Mniej rodzin chętniej przyjmuje uchodźców, a gospodarze nie otrzymują już dotacji rządowych. Większość miast przestała również zezwalać uchodźcom na bezpłatne podróżowanie środkami transportu publicznego.

READ  Główna europejska inicjatywa współpracy regionalnej musi odnieść sukces

„Wydaje się, że ludzie nie chcą konsekwentnie pomagać innym, którzy potrzebują wsparcia” – mówią naukowcy.

Iwona Warzyńska, po prawej, rozmawia z mężczyzną w warszawskim schronisku, w którym przebywa 80 bezdomnych mężczyzn i 15 ukraińskich uchodźców, wszystkie kobiety z dziećmi. Schronisko prowadzi Kamiliańska Misja Pomocy Społecznej.

Iwona Warzyńska należy do tych, którzy sprzeciwiają się temu trendowi. Wciska jak najwięcej uchodźców w podwarszawski budynek należący do Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej. Przed wojną pani Warzyńska koncentrowała się na kwaterowaniu bezdomnych mężczyzn. Od 24 lutego oczyściła pokoje dla prawie 150 uchodźców, wszystkich kobiet i dzieci. Powiedziała, że ​​w zeszłym tygodniu 15 uchodźców mieszkało z 80 bezdomnymi mężczyznami i szukało sposobów, by się nawzajem wspierać.

Ale przyszłość jest niepewna. Darowizny zmalały, a panią Warzyńską gniewają bezdomni uchodźcy, których widzi na ulicach. „Mamy wiele zmartwień, ale staramy się pomóc” – powiedziała.

Gdy wojna przeciąga się na drugą połowę roku, wiele organizacji charytatywnych stara się zaangażować darczyńców. „Zmęczenie jest oczywiste. Na świecie dzieje się wiele” – powiedział Jose Andres, założyciel World Central Kitchen, która wydała 300 milionów dolarów na programy pomocy żywnościowej na Ukrainie i w krajach sąsiadujących, takich jak Polska.

WCK współpracuje z lokalnymi restauracjami i kiedyś miało dużą obecność w Przemyślu. Jego kolorowe namioty były wszechobecne, a organizacja charytatywna zbudowała kuchnię zdolną do przygotowania 100 000 posiłków dziennie. Ostatni namiot został zamknięty tego lata iw kuchni zrobiło się ciemno.

„Kończą nam się fundusze, ponieważ pieniądze, które wydajemy, są prawdziwe. Wydajemy od półtora do dwóch milionów dolarów dziennie, a to dużo pieniędzy. I muszę ocenić” – dodał Andres w wywiadzie w Kijowie. Powiedział, że WCK wycofało się w Przemyślu, ponieważ liczba uchodźców zmniejszyła się i jest przekonany, że organizacja charytatywna może uzupełnić środki, jeśli zajdzie taka potrzeba. Martwi się jednak, jak organizacje pomocowe zareagują, jeśli zima okaże się tak zła, jak wielu się spodziewa.

„Mówię, że nadchodzi zima i staram się rozmawiać z wielkimi graczami za kulisami, aby powiedzieć:„ Hej, albo pracujemy bardziej jak jednostka, albo będzie dużo dziur ”- powiedział.

READ  Międzynarodowa presja na banki centralne

Na początku wojny dworzec kolejowy w Przemyślu był zatłoczony tysiącami przybywających uchodźców i ochotników.

Większość międzynarodowych organizacji charytatywnych, które w lutym przyjechały do ​​Przemyśla, wyjechała, a dziś trudno sobie wyobrazić, że to 60-tysięczne miasto było kiedyś epicentrum kryzysu uchodźczego. W pewnym momencie prawie każda szkoła i budynek publiczny w mieście został przekształcony w kwaterę lub zbiórkę pieniędzy, a stacja kolejowa była tak przepełniona, że ​​urzędnicy ustawili prowizoryczne łóżka.

Dziś pozostały dwa schrony – przy Tesco i na Ukrainie – i tylko garstka wolontariuszy na stacji kolejowej.

Około 1500 Ukraińców wciąż przyjeżdża codziennie pociągiem, w tym wielu z takich miejsc jak Mariupol, Chersoń i Donbas. „Są to ludzie, którzy nie tylko widzieli wojnę, ale też wszystko stracili; ich domy, ich rodziny – powiedziała Tatiana Nakonieczna, wolontariuszka w ukraińskim domu, w którym mieszka 50 uchodźców. „Teraz mamy znacznie trudniejsze sytuacje niż na początku”.

Również wielu mieszkańców Przemyśla liczyło na to, że rosyjska inwazja zjednoczy miasto i zakończy uprzedzenia wobec Ukraińców sięgające II wojny światowej.

„To było naprawdę miłe przez pierwszy miesiąc. Poznałam wiele osób z Polski, z różnych krajów, które przyjechały tu z pomocą” – powiedziała Laura Skibińska, lat 19, która ma ukraińskie korzenie i pomaga uchodźcom na dworcu kolejowym. „W pewnym momencie zaczął to być niezbyt popularny temat. I wszyscy mieli dość i nie chcieli o tym słyszeć”.

19-letnia Laura Skibińska pomagała ukraińskim uchodźcom w Przemyślu od początku wojny. Miała wielkie nadzieje, że miasto stanie za uchodźcami, ale tak się nie stało.

Przemyska działaczka społeczna Anna Grad-Mizgala od marca pomaga Ukraince i jej dwóm córkom. Rodzina wróciła na Ukrainę w zeszłym tygodniu, a pani Grad-Mizgala zastanawiała się nad ich przyjaźnią i zmieniającym się charakterem kryzysu uchodźczego.

Tuż po wybuchu wojny lokalna aktywistka Anna Grad-Mizgala zorganizowała na rynku proukraińskim wiec. Przyszło niewiele osób, ale wtedy była przekonana, że ​​postawy mogą się zmienić.

Jest teraz mniej optymistyczna. Przemyśl w dużej mierze wrócił do normy, a niektóre stare ustawienia powróciły. „Miasto się zmieniło” – powiedziała Grad-Mizgala w zeszłym tygodniu, siedząc w kawiarni niedaleko placu. – Ale nie w taki sposób, o jakim marzyłem.

Mieszka w historycznym centrum miasta i przez wiele miesięcy gościła matkę Ukrainkę i jej córki. Wrócili na Ukrainę i nie jest pewna, czy przyjmie kolejną rodzinę. Ale za każdym razem, gdy słyszy, jak ktoś ciągnie walizkę po bruku, przypomina jej się kryzys. „Ten stuk, stuk, stuk kół; to dla mnie znak wojny – powiedziała. „To był dźwięk, który słyszeliśmy codziennie na początku”.

Ukraina obchodzi Dzień Niepodległości 24 sierpnia, dokładnie sześć miesięcy od rozpoczęcia inwazji. Będzie to łzawa okazja dla Ukraińców, takich jak Faith Igogo.

Pochodzi z Nigerii, ale od 13 lat mieszka na Ukrainie. Tam wyszła za mąż, miała dwoje dzieci w Kijowie i studiowała medycynę w mieście. Teraz jest uchodźczynią w Warszawie w drodze do Kanady.

„Nadal nie mogę pogodzić się z tym, co się stało” – powiedział dr. Igogo, gdy przytuliła swojego młodego syna Wiktora. „Ukraina to moja ojczyzna. Brakuje mi tego bardzo.”

Faith Igogo i jej mały Wiktor czekają na ostateczne dokumenty wizowe do Kanady w warszawskim schronisku dla bezdomnych, w którym obecnie przebywa 15 ukraińskich uchodźców, prowadzonym przez Kamiliańską Misję Pomocy Społecznej.

Napisane przez redaktorów Globe, nasze biuletyny Poranne i Wieczorne Aktualizacje zawierają zwięzłe podsumowanie najważniejszych nagłówków dnia. Zapisz się dzisiaj.

Continue Reading
Click to comment

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *